Tłusty czwartek to jeden z najlepszych dni w roku!
Dopóki nie zaczęłam się nad tym zastanawiać, traktowałam to jako coś oczywistego. Ale czy to nie jest niesamowite, że wszyscy WSZYSCY w tym kraju świętują dzień ciastka, jedzą słodycze i że ta tradycja nie słabnie? Ludzie objadają się pączkami w domu, w pracy, chwalą się ile zjedli i gdzie je kupili. To święto jest cudowne, bo mimo wszystkich codziennych spraw, problemów i pośpiechu nie zaniedbujemy tego rytuału. Nawet diety idą w kąt na ten jeden dzień.
Może się Wam nie chcieć bawić w robienie pączków, bo nie oszukujmy się, jest z nimi naprawdę sporo zachodu. Ale myślę, że raz w roku warto, bo satysfakcja jest ogromna. A poza tym macie pewność, że zjecie dokładnie takiego pączka, jakiego sobie wymarzyliście.
Składniki (na ok. 15 większych/20 mniejszych pączków)
400 g przesianej mąki pszennej (najlepiej typ 550)
1 opakowanie suszonych drożdży
szczypta soli
50 g cukru
3/4 szklanki ciepłego mleka
2 jajka i 1 żółtko (jajka L)
50 g roztopionego masła
2 łyżki spirytusu lub wódki (opcjonalnie, alkohol sprawia, że ciasto nie nasiąka tłuszczem podczas smażenia)
Lukier
1 szklanka cukru pudru
2 łyżki wody
Przygotowanie
Do misy miksera wrzucamy wszystkie składniki oprócz masła, włączamy mikser (z hakiem do ciasta drożdżowego, oczywiście można to też zrobić ręcznie). Powoli dolewamy masło i wyrabiamy ciasto przez ok 7 minut, aż będzie odchodziło od ścianek.
Zostawiamy ciasto w misce przykrytej folią spożywczą, do wyrośnięcia, na ok. 1,5 godziny (jeśli w pomieszczeniu jest bardzo ciepło, wystarczy godzina).
Po wyrośnięciu rozwałkowujemy ciasto na gruby placek (1-1,5 cm), na blacie posypanym mąką. Wycinamy szklanką kółka (ja użyłam klasycznej niskiej szklanki z Ikei, którą pewnie ma w domu większość z Was). Jeśli chcecie zrobić donuty, w środku wytnijcie kółeczko małym kieliszkiem, a z wyciętych środków usmażcie małe pączusie:)
Wycięte kółka zostawiamy do ponownego wyrośnięcia, na ok 20 minut- pół godziny.
W tym czasie przygotowujemy naczynie do smażenia (np. garnek, ja smażyłam w szerokim woku, też super się sprawdza).
Na brzegu montujemy termometr cukierniczy (nie ukrywam, że naprawdę bardzo się przydaje) i wlewamy tłuszcz (olej słonecznikowy, kokosowy rafinowany, ryżowy, masło klarowane, smalec). Ja wlałam litr oleju słonecznikowego i uważam, że taka ilość jest w sam raz.
Podgrzewamy tłuszcz do temp. 175 stopni. Jeśli nie macie termometru, musicie działać na wyczucie - wrzucony do oleju kawałeczek ciasta powinien się mocno zrumienić w ciągu ok. 45 sekund). Temperaturę trzeba ciągle kontrolować, jeśli zostawicie olej na mocnym gazie, to na pewno w ciągu kilku minut zrobi się zbyt gorący, więc radzę utrzymywać nieduży płomień.
Krążki ciasta wrzucamy na rozgrzany olej i smażymy, aż dół zamoczony w tłuszczu będzie brązowy. Wtedy przewracamy pączki na drugą stronę. Powinno to wszystko zająć nie więcej, niż 2 minuty z każdej strony. Usmażone pączki wykładamy na ręcznik papierowy.
Najlepiej wrzucać nie więcej, niż 3-4 pączki jednocześnie, bo wtedy temperatura tłuszczu za bardzo się nie obniży, będzie też łatwiej zapanować nad sytuacją.
Smażymy pączki do końca, potem nadziewamy nutellą, dżemem, budyniem a po nadzianiu maczamy w lukrze (jeśli chodzi o pączki, to dla mnie na górze najlepszy jest lukier, nie jestem fanką pączków w czekoladzie czy innych polewach). Górę posypujemy czym chcemy - orzeszkami, skórką pomarańczową, m&m'sami, pokruszonymi oreo, posypkami.............
końcówka do nadziewania Wilton
Do nadziewania pączków najlepiej użyć specjalnej końcówki do rękawa cukierniczego - wkładamy ją po prostu w usmażonego pączka i wyciskamy nadzienie.